6. Pieczywo – koszmar równie wysokiej rangi jak pogoda. W niczym nie przypomina naszego wspaniałego polskiego chleba na zakwasie. Pierwszy chleb jaki tu kupiłam leżał w mojej szafce chyba z 1,5 tygodnia, bo czekałam ile zajmie mu czasu aż zzielenieje i wiecie co? Po 10 dniach wciąż był równie miękki jak dnia pierwszego. A pleśń dopiero co zaczynała wychodzić, więc sami możecie sobie wyobrazić co oni tu mają. No i słynna soda bread – do dziś nie jestem w stanie określić co to jest, ale na pewno nie polecam! Jeśli miałabym jeść tylko to, to lepiej z chleba w ogóle zrezygnować. Bułki? Napompowane i równie niedobre jak chleb!
7. Prohibicja – jeśli wracasz z nocki i myślisz, że uda ci się kupić tutaj popularną w Polsce małpkę, żeby szybciej zasnąć, to muszę Cię rozczarować. Alkohol w Irlandii kupić możesz od poniedziałku do soboty od godziny 10:30 do 22, a w niedzielę od 12:30 do 22. Stacja benzynowa Cię nie uratuje, w lodówce i na półkach przywitają Cię rolety zasłaniające tę wspaniałą, kojącą ciecz.
8. Listy – Irlandczycy ewidentnie kochają tradycyjną pocztę. Chcesz sobie wyrobić PPS-a (Personal Public Service), czyli coś w połączeniu polskiego numeru pesel i nip? Przyjdź do biura, przedstaw wszystkie niezbędne dokumenty, czekaj tydzień na list.