Mi w udziale przypadła część gratów z kuchni. Nich będzie. Dał mi też swoją bluzę, w której uwielbiałam chodzić i która właściwie mi pasowała bardziej niż jemu i jakąś koszulkę z tzw. „po domu”. Ba, nawet wszystko pięknie i sprawnie przewiózł mi do nowego mieszkania i jeszcze postanowił pomimo astmy wnieść to razem ze mną na 5 piętro. I mówicie co chcecie, to jest rozstanie z klasą.
„TOWAR Z DRUGIEJ RĘKI?!”
Lata mijały, każde z nas realizowało się w tym, w czym wcześniej planowało. W końcu na drodze mojej jak i jego pojawiły się nowe osoby do pokochania. Wszystko ładnie i pięknie niczym w najromantyczniejszych filmach z Netflixa. Początki podobne jak u większości par. Znowu przeprowadzka, wspólne zamieszkanie, gotowanie po nocach i zasypianie do muzyki Bonobo.
IDEALNIE! Do momentu, w którym mój ów partner nie zagaił do mnie na temat tego, że mam całkiem zacną koszulkę do spania. Tak, to była koszulka po moim ex, o którym absolutnie nie myślałam, gdy ją zakładałam. To po prostu był zwykły odruch, jak mruganie oczami czy zakładanie skarpetek. Pierwszy minus. Mijały dni, tygodnie, a na dworze robiło się coraz chłodniej. Tak wiec w ruch poszła moja ukochana wieloletnia bluza, w której oznaki starości można było poznać jedynie po nieco przyblakniętych rękawach. I tak nabawiłam się kolejnego minusa.